środa, 12 czerwca 2013

karta nr 3

Niebo spadało mi na głowę. Czerpałam sadystyczną przyjemność z faktu, że praktycznie stoję na krawędzi, że właściwie wystarczy chwila i jakiś zabłąkany piorun może we mnie po prostu pieprznąć, bo stałam pod drzewem, pod którym schroniłam się od razu, jak tylko zaczął padać deszcz. Wychodziłam spod niego kilka razy, bo darzyłam to zjawisko pogodowe miłością zupełnie szczerą i uwielbiałam, kiedy ciężkie krople spadały na ziemię. Ja na ich drodze byłam tylko jedną z wielu przeszkód i bardzo podobał mi się dreszczyk, jaki wywoływały krople po zetknięciu się z moją rozgrzaną skórą. Było zimno, ale nie w ten nieprzyjemny sposób, to był ten dobry rodzaj chłodu, zbawczy po całych dniach upału.
Co robiłam w straszliwą burzę pod tym rozłożystym kasztanem? Kiedy wychodziłam z domu, zadzwoniłam po Piotrka, żeby się ze mną spotkał. Kazał mi na siebie zaczekać, ja jednak nie chciałam siedzieć bezczynnie, dlatego wyszłam z domu i znalazłam się właśnie w tym miejscu – za daleko, by wracać do domu, albo żeby dojść do piotrowego mieszkania. Jednym słowem byłam w czarnej dupie.
Właściwie nie wiem jakim cudem uniknęłam śmierci, bo nie dość, że stałam pod drzewem, to jeszcze zaczęłam rozmawiać przez telefon, kiedy moja komórka oznajmiła połączenie przychodzące.
- Gdzie ty jesteś?
Piotrek był wyraźnie zmartwiony.
- Stoję pod drzewem w parku Staszica i zastanawiam się kiedy po mnie przyjedziesz.
- I rozmawiasz ze mną przez telefon? Jest burza!
- No przecież widzę, ty też rozmawiasz przez telefon i jakoś ci to nie przeszkadza.
- Okej, ale ja siedzę w samochodzie. Jesteś głupiutka, wiesz? Wyjdź na Jana Pawła, to zaraz po ciebie będę – rozłączył się nie dając mi dojść do słowa. A może mi się podobało stanie pod drzewem i moknięcie?
Pokonanie drogi z miejsca w którym się znajdowałam, do miejsca naszego spotkania zajęło mi więcej czasu niż zakładałam, bo nie przewidziałam, że po drodze będę musiała omijać kałuże. Medium już czekał, parkując nielegalnie na chodniku i usilnie kogoś wypatrując. Nie wiedziałam, czy bardziej mu zależy na mnie, czy na policjantach, którzy mogli pojawić się w każdej chwili.
- No czeeeeść – przywitałam go promiennym uśmiechem i jak tylko się nadstawił, uraczyłam jego policzek całusem.
- Cześć, niedługo doprowadzisz się do kompletniej ruiny, wiesz?
- Jasne, jasne, ale póki co jestem tutaj. Co robimy?
- Myślałem o tym, żebyśmy poszli do mnie, co ty na to?
- No to nie mogłeś mówić od razu? Przyjechałabym empekiem. I może bym nie zmoknęła.
- Przecież wiesz, że ja się o ciebie troszczę!
- Wiem, ale nie wiem, czy dobrze na tym wyjdę – roześmiałam mu się w twarz, co uświadomiło go, że żartowałam.

Zamyśliłam się na chwilę, wpatrując się w samochód jadący przed nami, kiedy już Piotrek włączył się do ruchu. Jego słowa zrobiły na mnie duże wrażenie, wiedziałam jednak, że wypowiadając je nie myślał w takich kategoriach, w jakich myślałam ja. I to robiło najwięcej zamieszania w mojej głowie.


Uwielbiam mecze Repry na żywo. 
Chwilowo mam mniejszy zapierdol na uczelni, więc dodaję. :)
Enjoy.

piątek, 7 czerwca 2013

karta nr 2

- Paulina powiedziała, że zabiera Aleksa i przeprowadzają się do Warszawy.
Zawsze wiedziałam, że była Piotrka ma popierdolone w głowie, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Miałam ochotę powyrywać jej te wszystkie dredy z głowy, żeby zmądrzała i opanowała swoje popędy. Kiedy patrzyłam na przyjaciela w tym stanie miałam też ochotę zrobić jej coś gorszego. Takich rzeczy się nie robi.
- Jak ona to sobie wyobraża?
- Nie wiem, po prostu mi to oznajmiła. Kiedy zadałem to pytanie, powiedziała, że normalnie.
- Co za suka – z tego całego wkurwienia rozlałam następną kolejkę i nakazałam mu pić.
- Zaczęła coś mówić o tym, że nadal będę mógł się z nim widywać w weekendy. Przecież zmarnuję mnóstwo czasu na dojazdy.
- Ale ona nie może tak po prostu zabrać małego do innego miasta, przecież nie masz ograniczonych praw rodzicielskich i możesz o nim decydować!
Byłam wściekła. Piotrek tylko wzruszył ramionami i wychynął następnego kielona. Z tego całego zdenerwowania wstałam i zaczęłam chodzić w kółko, jednak już po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie i musiałam usiąść.
- Damy radę, Piotruś.
Wręcz rzuciłam się na niego żeby się do niego przytulić i choć z całych sił usiłowałam wyłączyć swoje uczucia do niego, bo przecież był tak załamany i powinnam była go tylko pocieszyć, to nie mogłam.
A potem urwał mi się film.

Stałam nieco oddalona od Niko, który przy bandach reklamowych, wciąż jeszcze na boisku, szczerzył się jak szczerbaty do sucharów i przeżywał nalot fanek. Nawet to go nie mogło rozproszyć, bo po takiej pięknej wygranej z Resovią po prostu nie dało się być w innym humorze, niż tylko w zajebistym. Od razu dobiegły do niego dziewczyny, które trzymały transparent z jakimś napisem po bułgarsku, a którego nie mogłam rozszyfrować, bo we władaniu tym językiem nie miałam najmniejszego doświadczenia. No chyba, żeby przyjąć, że do tej kategorii zalicza się język Nikołaja, wtedy moje doświadczenie drastycznie wzrastało. Adresat transparentu był rozanielony i od razu zaczął pokazywać palcami ten artystyczny napis i klaskać w dłonie, na co jego autorki niemal zemdlały z wrażenia. Zaczęły do niego mówić po angielsku, żeby raczył sobie z nimi zrobić zdjęcie. Zgodził się bez problemu, złapał nawet ten transparent w swoje ręce, a fanki prawie że rozpłynęły się z rozkoszy, że mogą być tak blisko swojego bożyszcza. Z reguły nie byłam zazdrosna o małoletnie adoratorki mojego faceta, ale tym razem coś we mnie drgnęło, bo jednej z nich zaczęły niebezpiecznie wędrować ręce.
- Niko, chodź już – zawołałam nieco zbyt głośno, tak, że cała grupka zwróciła się w moją stronę. Dziewczynki popatrzyły na mnie jak na idiotkę.
- Idę już, idę – odpowiedział mi zrezygnowany siatkarz i wyrwał się z ich natarczywych rąk.
Śmiesznie było patrzeć na ich miny, kiedy zorientowały się, że ich idol włada ich ojczystym językiem. Ta najwyższa, blondynka, wybałuszyła oczy i ponownie na mnie spojrzała.
- Jak…? – wyszeptała już do Nikołaja i wróciła do wpatrywania się w jego twarz.
- Ja rozumiem po polsku i mówię też – odpowiedział zadowolony z siebie Niko i z niejakim ociąganiem oddalił się w moją stronę.
Roześmiałam się w głos, bo zawsze mnie ta jego niepoprawność gramatyczna strasznie śmieszyła i złapałam go władczo za rękę. 


W niedzielę wygramy, bo ja na hali zrobię taką atmosferę, że Brazole powinni się bać. O.